To ja

Urodziłam się w styczniu, w czasach, gdy świat  dookoła mnie cały skuty był lodem, a wielkie czapy śniegu zalegały na dachach i drzewach budząc  w przechodniach zachwyt pomieszany z lękiem, że to biało-cudowne, lekkie jak pyłek i do niego zresztą podobne, może raptownie oderwać  się  od swego miejsca spoczynku i z siłą, o jaką nikt by go nie podejrzewał, przygnieść do ziemi, czasami pozbawiając zdrowia, a czasami nie daj Boże i życia.

Gdy  miałam 3 latka rodzice wprowadzili  w  czyn plan WIELKIEJ UCIECZKI od rodziny, która z obu stron pokrewieństwa rozrywała na strzępy ich związek. Również był styczeń, miesiąc najmniej przyjazny narodzinom, przeprowadzkom i ucieczkom. 

Przemierzyliśmy wówczas drogę z Zachodu na Wschód niczym Bodhidharma z tym, że zamiast Oświecenia nieśliśmy trud jakiś i strach co będzie dalej, gdyż jechaliśmy bez większego planu A, o istnieniu planu B już nie wspomnę, więc może raczej jak ci Osadnicy szukający Ziemi Obiecanej pełnej szczęścia, spokoju i dostatku.

Ziemia Obiecana dała nam stały ląd dopiero po 3 latach i miejsce to stało się   równocześnie moim domem rodzinnym. Miałam wtedy 6 lat. Był styczeń. Świat nadal skuty był lodem, zaspy sięgały dachów domów i nie pozwalały małej dziewczynce dojrzeć co jest po drugiej stronie… ulicy.

Przez kolejne lata, stycznie przewijały  się  przez moje życie niczym przędza w kołowrotku, cierpliwie tkając tkaninę losu . Wraz z ociepleniem klimatu topniały lody i powoli znikały śniegowe kurhany. Starałam  się  oswoić styczniowe pogrzeby, wesela, narodziny, stagnacje, samotność i pustkę, która o tej porze roku wszechwładną jest Panią.

I oto jestem tutaj i dzisiaj, w tym miejscu. Styczniowa dziewczynka, dziewczyna, kobieta. Niezmiernie zadziwiona, że oto już jest ten czas, w którym coraz mniej tych styczniowych opowieści przyjdzie toczyć.

A to Zula

Zula jest moją międzygatunkową, malutką córeczką. Znalazłam ją w schronisku Sonieczkowo, pod Augustowem.
Jest bardzo niezależna i terytorialna. Mała Zawadiaka, która uwielbia awantury!

Ale potrafi też być bardzo słodka. 🙂

Uwielbiam ją nad życie i mam nadzieję, że ona czasami mnie też.

Ludzie często mówią, że jesteśmy do siebie podobne.

Mój Blog

Weddyjski astrolog z Indii powiedział mi, że jednym z moich głównych powołań jest pisanie i, że powinnam napisać książkę.
Zawsze uwielbiałam pisać, pisać i fotografować.
Ta przepowiednia przyniosła mi wiele radości.
Postanowiłam iść drogą tej radości i zacząć pisać.
Znajomi, gdy mówiłam im, że zakładam bloga, zawsze pytali mnie o czym on będzie.
Hm, trudne pytanie.
Może o życiu codziennym,.. o Zuli… dzikiej przyrodzie… Naturze …. świecie…robieniu zdjęć…życiu niecodziennym… zagubieniu i odnajdywaniu … lub tylko zagubieniu … o mgle i … o poszukiwaniu…sensu…siebie…innych… o wracaniu do siebie.