Co ślina na język przyniesie

Dosłownie czuję się chora przy ludziach, którzy dużo mówią. Wprost zalewają otoczenie swoim towarzyskim monologiem, gdyż ten słowotok, który płynie z ich ust i przez, który tak ciężko jest się przebić, trudno nazwać dialogiem. Często słyszę od takich osób, jak beztrosko i radośnie mówią: ja to lubię mówić. Zawsze pojawia się we mnie wtedy pytanie, które nie ma śmiałości ubrać się w słowa i wyjść ku rozmówcy: ale czy inni lubią Cię słuchać?
Wiem skąd ta moja niechęć do tych nieustannych, zadufanych w sobie gadaczy. Mój ojciec był taki. Zagadywał wszystkich. Przerywał wszystkim. Nieustannie opowiadał, wspominał, dowcipkował. Im był starszy tym te monologi były dłuższe, bardziej nużące. Na początku ludziom podobało się to co mówił, ale już przy kolejnej historii, którą słyszeli już z 5 raz, było im ciężko z tym jego gadaniem. Też nie mieli śmiałości ubrać w słowa swojego protestu.
Byłam kiedyś z dwiema znajomymi w knajpce. Obie mocno gadające, ale jedna z nich potrafiła tę drugą zdominować. Zerknęłam na zegarek. Nasza kawa trwała 40 minut i tyleż samo monolog jednej z nich. Lubiła mówić, a ja nie zawsze lubię słuchać zwłaszcza, gdy druga strona wylewa z siebie słowa i nie chce rozmowy tylko opróżnienia siebie.
Czasami chcę porozmawiać. Czasami pomilczeć.
Podczas mojej pierwszej terapii, gdy po 2 latach regularnych spotkań raz w tygodniu; spotkań, które odbywały się prawie w milczeniu, gdy mówiłam przez 5 minut bez przerwy, mój terapeuta, aż rozbłysnął z zachwytu i na koniec tej mojej perory, powiedział: Jakże miło się tego słucha! Myślałam, że żartuje sobie ze mnie! Byłam przerażona, że go zagadałam!
Do tej pory mam jakiś wewnętrzny lęk, by nie zajmować wspólnej przestrzeni swoim wywodem. Też wiem skąd to mam. Zawsze obiecywałam sobie, że nie będę taka jak mój ojciec. Potrzebowałam naprawdę długiego czasu, aby uwierzyć, że mogę mówić i nie musi to być narzucające, niegrzeczne, zadufane i po prostu nudne.
Myślę, że dobrą jest zasada, że milczenie jest złotem, a mowa srebrem. Myślę też, że najważniejsze sprawy można odnaleźć tylko w ciszy i milczeniu.
-alchapisze
6
O, jak bardzo dziekuje Pani za te slowa,
Przez cale zycie czulam sie milczkiem I odmiencem wsrod ludzi, ktorzy zawsze I na kazdy temat mieli cos do powiedzenia. Co wiecej, zazdroscilam im tej umiejetnosci. Po prostu otwierali usta I wylewal sie potok slow. Jakie to musi byc fajne, myslalam, tak bez zastanowienia mowic o wszystkim, od razu wiedziec, co powiedziec. Bylam przekonana, ze to przejaw jakiejs niebywalej intelligencji I posiadania glebokich przekonan.
Zawsze mi sie wydawalp, ze inni maja cos ciekawszego do powiedzenia, dlatego wolalam sluchac niz mowic. I to sie nie zmienilo, uwielbiam sluchac ludzi, ktorzy maja cos fajnego, madrego I ciekawego do powiedzenia, ale juz nie slucham tych, ktorzy odczuwaja przymus mowienia (z wyjatkiem mojej mamy, niestety, u mnie to mama spelnila te sama role co Pani tata). Bo juz mi sie nie chce, bo mnie to nudzi, meczy I frustruje. Pozwolilam to sobie uswiadomic, bez poczucia winy, ze kogos lekcewaze, ze jestem nieuprzejma, bo przeciez kulturalny czlowiek bez mrugniecia okiem wysluchuje cudzych, chocby najbardziej niedorzecznych, wywodow.
Nie podtrzymuje tez relacji z ludzmi, ktorzy mnie nie sluchaja. Nie ma wymiany, nie ma relacji, cenie siebie I swoj czas.
Takie pare refleksji na marginesie tego, co Pani napisala. Ciesze sie, ze poruszyla Pani ten temat, bo problem nieumiejetnosci rozmawiania I przytlaczania innych swoim gadaniem jest powszechny.
Pozdrawiam serdecznie I zycze wszystkiego dobrego.
Cieszę się, że doszła już Pani do tego miejsca, w którym mówi się – nie – dla tych wszystkich, którzy zamęczają nas swoim monologiem. Brawo. Jest Pani mądrą kobietą.
Serdeczności. 🙂
Witam. Przyznam rację i nie przyznam racji, też miałam ojca który mówił i mówił i nie ważne czy ktoś chciał go słuchać, żyjąc z nim jako dziecko nauczyłam się wykańczać i po prostu , go nie słuchać. Potem wiadomo życie pisze różne scenariusze, po nieudanym małżeństwie związałam się z człowiekiem mała małomównym, na początku mi to odpowiadało , ja jestem osobą rozmowna towarzyską, ale jeśli ktoś nie ma ochoty rozmawiać nie rozmawiam, najbardziej widać to gdy podróżuje pociągiem . Albo przeglądam całą podróż albo przemilcze jeśli ta druga osoba nie ma ochoty. Ale uważam że gdyby świat bardziej milczał niż mówił nie było by komunikacji..
Komunikacja nie polega na nieustannym mówieniu. Żeby mogła zaistnieć potrzebny jest dialog, a nie monolog tylko jednej strony. 🙂 Myślę też, że jesteśmy przebodźcowani i trochę milczenia i ciszy wyjdzie nam tylko na dobre.
Odkrywam ciszę, kiedyś lubiłam mówić dość dużo i to głównie o sobie, teraz lubię słuchać , jeśli ktoś mówi spokojnie, powoli i sensownie ale cisza jest naprawdę cudowna a tak żądło można ją uzyskać.
Rozmowa też jest cudowna i bardzo lubię słuchać gdy ludzie rozmawiają, ale tak jak piszesz fajnie się słucha, gdy te rozmowy mają sens. Egocentryczny monolog jest dla mnie nie do zniesienia. 😉